Kolejny raz podchodzę do tematu. Jak fala na przywoływanym obrazie. Ciągle i wciąż. Nieustanne zmagam się z żywiołem oczekiwań. Czy to w biznesie czy na gruncie towarzyskim. Pozwólcie, że na przykładzie HomeOffice opowiem o pewnym narzędziu, które dało mi wiele do myślenia. Jak wyglądało przyjęcie formy pracy zdalnej w większości przypadków?
W dobrze znanym schemacie. Na początku zachłyśnięcie się wolnością („no i po co ja jeździłem do biura, skoro z domu też jest dobrze?”), potem napompowanie balonu oczekiwań do niebotycznych rozmiarów („szef jak zobaczył, ile robimy pracując z domu, to stwierdził, że wcześniej się obijaliśmy”), za chwilę przyjdzie gwałtowne przebicie tegoż balonu („jak chcą, żebym robił z domu, to niech mi zapewnią na to warunki – dzieci, pies, remont, weź tu człowieku nie zwariuj!”; „w biurze mogłam podejść, coś usłyszałam i szybko załatwiłam, a teraz? Dzwonisz, umawiasz się w kalendarzu, przesyłasz, zdjęcia robisz. Człowieku, idzie zwariować!”). Pewnie nikt nie będzie zdziwony, jak znakomita większość z nas, „rzuci” tę formę pracy i z ulgą wróci na stanowiska. O tym zagrożeniu, czy też zachłyśnięciu się HO napisał znakomity TesTeq w swoim wpisie tutaj. Część jednak zostanie przy tym pomyśle, zobaczy, jakie były tego wady a jakie zalety i wykorzysta potencjał tkwiący w rozwiązaniu. I będą to rzeczy wielkie. Istota rzeczy, często ukrywa sie za zasłoną ciężkiej pracy i wytrwałości. Brzmi znajomo? Dla mnie tak. Bo tak właśnie wyglądały moje diety, nowe urządzenia, czy pomysły (do pewnego momentu – zanim nie otrzeźwiałem na skutek poznania bohatera tego wpisu). Zacząłem zauważać schemat również w pracy. Zobaczmy: - przychodzi nowy manager – on teraz zrobi rewolucję, on teraz pokaże! 30 projektów, zwalnianie „nie pasujących pracowników” – ogólnie dużo hałasu - każdy jego sukces jest wynoszony pod niebiosa ("i co nie dało się tak wcześniej" a porażek sie nie zauważa. - po pół roku albo i wcześniej przychodzi moment „sprawdzam”. Okazuje się, że rzeczywistość jest dużo bardziej złożona, niż taki manager, czy też osoby zatrudniającego go myślały. „A więc jednak nie!” myślą sobie decydenci. „A miało być tak pięknie, wywiady, autografy, wycieczki w zakładach pracy” myśli sobie manager. - po gwałtownym spadku i rozwianiu złudzeń, część managerów zostaje, część wylatuje z hukiem. Innym pomaga splot nieoczekiwanych wydarzeń, a inni idą po rozum do głowy i zapoznają się ze specyfiką miejsca i nie forsują swoich wyobrażeń na temat miejsca w którym są. - kiedy kurz już opadnie, wszyscy zastanawiają się, gdzie jest prawdziwy potencjał, ale też jak można wykorzystać talent w danym miejscu. Ten manager w oczach zarządu już nie jest taki zły, ba, okazuje się nawet niezły. I zarząd w oczach managera nie jest już taki surowy. Dotarli się – tak mówią obserwując to „love story” pracownicy wokół. To nie jest nic nowego. Ulegamy temu zjawisku. W domu, w pracy, na boisku. Czy jest tego jakaś pra-przyczyna? Upatrywałbym jej w skłonności do zachowywania „status quo”. „Zawsze tak będzie” takie jest nasze przeświadczenie, a jeśli dodamy do tego zdolność habituacji, to wiemy, że szala przechyla się raz na jedną, raz na drugą stronę. Sam czasem jestem bezradny. Czasem zdarza się, że wobec mnie kierowane są spore oczekiwania. Nie próbuję im sprostać, sam nie pompuję balonika. Robie swoje. Im szybciej "zejdziemy na ziemię" tym lepiej dla zainteresowanych stron. Dla przykładu: "Sama książka nie sprawi, że będziesz lepszym managerem. Ale możesz na skutek uważnego czytania i wdrażania, możesz się nim stać." To mam zwyczaj mawiać na pierwszym spotkaniu. Zdrowiej. Łatwiej. Zgodnie z prawdą. Właśnie to zjawisko ilustruje nie tylko „Wielka fala w Kanagawie” autorstwa Hokusaia ale przede wszystkim krzywa Gartnera. Osobiście korzystam z niej przyglądając się technologii, w jakim miejscu dany wynalazek się znajduje, czy też zastosowaniu e-narzędzi w edukacji. Na stronie www.gartner.com można znaleźć wiele ciekawych opracowań. Wykres Hype Cycle pokazuje etapy rozwoju różnych koncepcji i składa się z następujących etapów: innowacji (startu), gdy rosną oczekiwania i świadomość istnienia danej nowości, następnie szczyt nadmiernie rozbudzonych nadziei, gdy większość wierzy, że danae zjawisko sprawdza się w dużo większej liczbie sytuacji, niż tak naprawdę może się tak zdarzyć. Jest potem faza rozczarowania, gdy przedmiot uwagi wymyka się z centrum uwagi. Po tym etapie możemy mieć dwa scenariusze, albo nowość zostanie zapomniany, albo umiarkowanie wzrośnie zainteresowanie w obszarach, w których naprawdę dostarcza wartości. Poniżej (dobry, angielskojęzyczny) wyjaśniający wiele wykres, a ja spuentuję ten wpis zdaniem: „Miało być jak nigdy, a wyszło jak zawsze”.
1 Comment
12/14/2023 10:23:06 pm
Bez pracy nie ma życia.
Reply
Leave a Reply. |
AutorZapewniam płynne przejście między bliżą a dalą biznesową. Archiwum
December 2020
Kategorie
All
|